,,Są buty, które ubierają kobietę i takie, które ją rozbierają”
Czy naprawdę trzeba cierpieć, by być piękną?
Jego pierwszą pracą było asystowanie aktorom kabaretowym w Folies Bergeres. Kontakt z aktorami i sceną kabaretową miał istotny wpływ na późniejsze projektowanie. Chrisian zauważył wtedy, że fraza – trzeba cierpieć dla urody – to bzdura. Tancerki nie mogłyby wykonywać swojej pracy, gdyby przez swoje stroje i charakteryzacje cierpiały. Ich buty musiały być nie tylko piękne, ale i wygodne.
Szpilki Louboutina słyną z czerwonej podeszwy i fantastycznych fasonów, ale to nie wszystko. Są podobno niesamowicie wygodne, idealnie wyważone. Nawet te najbardziej monstrualne, 12 centymetrowe platformy, to buty w których da się chodzić. Może nie na długie spacery, ale kilkugodzinne przyjęcie mają wytrzymywać brawurowo. O imprezach projektant dowiedział się sporo w młodości. Podobno niejedną noc przebalował z takimi postaciami jak Mick Jagger, czy Andy Warhol.
A więc za buty Christiana Louboutina nie cierpią stopy. Cierpią karty kredytowe.
Inspiracja
Projektant twierdzi, że do projektowania szpilek zainspirowała go wizyta w Narodowym Muzeum Sztuki Afryki i Oceanii. Zobaczył tam zdjęcie znaku zakazu, który zabraniał kobietom wchodzić do budynku w ostrych szpilkach. Powodem była obawa, że mogłyby one porysować drewniany parkiet. Ten obrazek na długo pozostał w myślach Louboutina. ,,Chciałem przeciwstawić się temu zakazowi, stworzyć coś będzie łamać zasady i sprawi, że kobiety poczują się silne i pewne siebie.”
Bezczelne poszukiwanie pracy
Zafascynowany Afryką, uciekł do Egiptu, a później spędził rok w Indiach. W 1981 wrócił do Paryża, gdzie zebrał swoje szkice i dość bezczelnie, z portfolio pod pachą chodził po najlepszych domach mody. Udało mu się zdobyć pracę w domu mody Charlesa Jourdana, który w tamtych czasach był dość znanym projektantem butów. Później poznał Rogera Vivier, któremu przypisuje się stworzenie pierwszych butów na cienkiej szpilce. Christian został uczniem światowej sławy projektanta.
Po pewnym czasie zaczął zarabiać jako freelancer, tworząc buty dla domu mody Chanel, czy Yves Saint Laurent oraz Maud Frizon. Po kilku latach takiej pracy zdecydował się porzucić modę, by projektować ogrody i krajobrazy. Pomysł jednak okazał się nietrafiony, bo Christian bardzo szybko zatęsknił za butami. Projektowaniu ogrodów zawdzięcza jednak znajomość ze swoim partnerem Louisem Benech, z którym jest w monogamicznym związku od 1997 roku.
Louboutin swoją własną firmę założył w 1991. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, pierwszą jego klientką była księżna Karolina z Monako, która skomplementowała jego sklep w obecności dziennikarzy. To zdecydowanie wpłynęło na popularność projektanta.
Historia czerwonej podeszwy
Pewnego razu, nie podobała mu się realizacja jednego z jego projektów. Oglądał dokładnie but i porównywał go z rysunkiem. W którymś momencie spostrzegł, że na szkicu podeszwa nie jest w całości pomalowana na czarno. To właśnie przeważająca czerń sprawiała, że jego but mu się nie podobał. W pokoju, razem z nim była modelka, która miała mierzyć obuwie. Malowała paznokcie czerwonym lakierem. Christian zabrał jej flakonik i przemalował podeszwę buta. Okazało się, że to świetny pomysł. Postanowił wtedy, że co sezon będzie projektował inny kolor podeszwy. Szybko jednak mocna czerwień stała się jego znakiem rozpoznawczym. Charakterystyczny kolor Louboutinów jest zarejestrowany jako Pantone 18-1663 TPX.
mówi projektant. Chodzi mu o to, że czasem to właśnie obuwie decyduje o tym jak wygląda cała kreacja. But może sprawić, że całość będzie wyglądała elegancko i poważnie, albo frywolnie i super seksownie. ,,Nigdy nie zapominam o tym, że kobiece buty muszą sprawiać przyjemność również facetowi. (…) Chcę, aby moje projekty zadowalały zarówno kobiety jak i mężczyzn“– tłumaczy projektant.
Butami Christiana zachwycają się nawet zatwardziałe zwolenniczki balerinek i tenisówek (do których, mimo niedużego wzrostu należę). Projektant doskonale wie, że szpilki to znacznie więcej niż po prostu buty. Panie w Louboutinach mają zawsze brodę do góry. Czary… Albo zupełnie nie czary. To prawdziwa pasja, totalne zaangażowanie i autentyczne zrozumienie, którym charakteryzuje się projektant, sprawiają, że jego buty są tak kultowe.
Czy czarne szpilki z czerwonymi podeszwami są warte swojej ceny? Według mnie tak.